20 stycznia 2020, 16:19
To nierozwiązana zbrodnia z 1996 roku. Na początku mroźnego marca, w barze na gdańskich Aniołkach znaleziono ciało młodego mężczyzny. Skrępowane, w kałuży krwi. Wstępne dochodzenie i oględziny zwłok potwierdziły, że 23-latek nie walczył z napastnikiem. Mężczyzna był barmanem w lokalu, w którym znaleziono go martwego. Zazwyczaj to on pracował na wieczorną zmianę, zjadał tam kolację i kiedy wybijała północ, zamykał lokal.
Morderca zadał mu kilka ciosów nożem, Sławomir, bo tak miał na imię zmarły, zginął na miejscu, niemal natychmiast po ugodzeniu ostrzem. Na ciele odnaleziono jednak wiele nakłuć. Może to oznaczać, że Sławek przed śmiercią był torturowany.
Nigdy nie ustalono jednak motywu sprawy. W życiu mężczyzny nie znaleziono żadnego śladu, który mógłby stanowić zaczepienie dla sprawy. Nie był związany ze środowiskiem przestępczym, nie był dłużnikiem, nie był z nikim pokłócony. Był spokojnym, młodym człowiekiem, który od kilku lat pracował w tym lokalu. Tymczasem jego morderca najwyraźniej był profesjonalistą, który musiał obserwować Slawka wcześniej, żeby poznać jego rytm dnia i wiedzieć, którego dnia wieczorem w barze bywa najmniej klientów.